Urloplandia

Twoje źródło informacji o ciekawych atrakcjach i wygodnych noclegach w Polsce.

Ulica Aatak

     Miewam bajeczne sny. Spotykam się w nich z wieloma osobami, z tymi żyjącymi, ale również i z tymi, którzy już odeszli. Jednak w moich snach nawet o tym nie myślę, dopiero po przebudzeniu zdaję sobie sprawę, że niektórzy śniący mi się, już nie żyją. Wielu ze spotkanych w moich snach osób zupełnie nie znam. Dzisiejszej nocy jeden z moich "snowych" znajomych opowiadał historię, bajkę, dowcip, który zapamiętałem. Po drobnych zmianach (sny nie mają prostej narracji), historyjko-bajka wygląda w ten sposób:

     W pewnym zajączkowym państwie, w miejscowości Zajączkowo zamieszkiwał sobie spokojnie Zajączek Aleksander. Niestety, biedne to było zajęczysko. Nie miał swojej chatki, tylko norkę w okolicach miasteczka. Mieszkał w niej i był szczęśliwy. Pewnego dnia spotkał pannę Zajączkównę Agatkę. Zakochali się w sobie wzajemnie. Po okresie narzeczeństwa chcieli wziąć ślub.

     Niestety, państwo zajączkowe było bardzo skorumpowane i miało rozwiniętą biurokrację. Nawet o życiu prywatnym wszystkich zajączkowych obywateli decydowali urzędnicy. Wszyscy oni byli bardzo ważni i traktowali petentów ze zwykłą sobie arogancją.

     Jeden z tych bardzo ważnych urzędników musiał wydać zgodę na ślub Agatki i Aleksandra. Agatka załatwiła sobie zgodę, natomiast Aleksander nie mógł przedstawić wszystkich obowiązujących w państwie dokumentów. Nie miał żadnego zaświadczenia o zameldowaniu. Jego norka znajdowała się przy małej ścieżce, która nie miała żadnej nazwy. Ulica nie ma nazwy – nie wydaje się żadnych pozwoleń.

     Aleksander nie miał innego wyjścia, musiał próbować załatwić pozwolenie na ślub. Może się uda? A miał na to tylko 3 dni. W pierwszym dniu nie został przyjęty, bo był na końcu kolejki i skończyły się godziny urzędowania. W drugim dniu nie został przyjęty, bo przerwa śniadaniowa urzędnika przeciągnęła się do wieczora. Nastał trzeci, ostatni dzień.

     Zajączek Aleksander trząsł się jak nać marchewki na wietrze, gdy przekraczał drzwi biura. Bardzo ważny urzędnik najpierw spojrzał na niego srogo zza urzędowych okularów i kazał przedstawić wszystkie dokumenty. Przejrzał, ale zaraz odkrył, że nie ma nazwy ulicy. Aleksander już, już miał wybuchnąć głośnym płaczem, gdy urzędnik zapytał: - A gdzie nazwa ulicy? -Jaka to ulica?

     -Aa, tak ulica, rzekł rozkojarzony Zajączek.

A urzędnik na to: ulica Aatak, w porządku.

     Postawił pieczątkę i napisał: Zezwalam na ślub, który odbędzie się przy ulicy Aatak. Do tego dodał wielki podpis z zajęczym zawijasem.

     Ślub odbył się z wielką pompą, a goście zjedli na weselu wiele, wiele marchewki, a nawet pietruszki. Ci, którzy byli zaproszeni powiadają, że przed północą prawdopodobnie podano nawet selera.

     Od tej pory Agatka i Aleksander zamieszkali wspólnie przy nowej ulicy o nazwie Aatak, a norkę musieli szybko przebudowywać na dom z wieloma pokojami.

     Aa, tak właściwie, to dobrze, że mieszkamy w kraju, który nie ma aż tak rozwiniętej biurokracji.

Z.W.

 

Ładuję stronę