Twoje źródło informacji o ciekawych atrakcjach i wygodnych noclegach w Polsce.
Powoli, powoli, a zbliża się już XXV-lecie Eskapady. Co prawda nastąpi to dopiero w 2016 roku, ale mimo to ogarnęła mnie już z tego powodu jakaś nostalgia. Zacząłem sobie przypominać różne miłe chwile związane z tym okresem, a tych, ze względu na nasze szalone usposobienie nie brakowało. Chciałbym zapisać i upublicznić te najśmieszniejsze, a ręczę, że warto to zrobić, aby nie uległy zapomnieniu.
Tak patrzył, jakby widział!
Działo się to około dwudziestu lat temu, czyli gdzieś około 1995 roku. W firmie pracowaliśmy we trójkę: Grażynka, Zbyszek i Witek, który był wówczas wspólnikiem firmy. Nasza działalność polegała głównie na organizacji wypoczynku dla dzieci. Była wiosna, okres podpisywania umów z kontrahentami i sprzedaży swojej oferty. Między innymi odezwała się do nas firma, która była zainteresowana współpracą w zakresie organizacji kolonii letnich dla dzieci swoich pracowników. Była to spółdzielnia inwalidów z sąsiedniego miasta. Do tej pory jeszcze z nią nie współpracowaliśmy i kiedy zadzwonili, że do nas przyjadą ucieszyliśmy się.
Dochodziła już godzina ich przyjazdu. Kurczę! Nie mamy ciasteczek! Jak można pić herbatę czy kawę, rozmawiać o interesach nie zagryzając ciasteczkami? W jednej chwili wyskoczyłem do piekarni. Idę sobie i myślę. Przyjadą pracownicy spółdzielni inwalidów, to na pewno muszą mieć jakąś widoczną ułomność. Może nie mają nogi, ręki, a może oka? Lub tam innych części ciała nie mają, przecież są inwalidami.
W międzyczasie do biura, gdzie siedziała Grażynka i Witek zawitało dwóch młodych, zdrowych akwizytorów. Przyszli namówić nas do jakiejś promocji. Wyciągnęli swoje reklamy, podsadzając je pod nos Witkowi. Witek nie był skory do wydawania dodatkowych pieniędzy, ale z grzeczności nie odmówił od razu tym chłopakom, mówiąc: Panowie, sorry, ale nie wziąłem ze sobą swoich drugich oczu (mówił o okularach, jak się na pewno domyślacie) i nie widzę co tam macie napisane. Akwizytorzy też nie wyszli od razu, tylko prowadzili jakąś tam grzecznościową rozmowę.
Wtedy ja wpadam do biura z pachnącymi ciasteczkami i co widzę? Przyjechali! Witek swoją rozpoczętą rozmowę odbił do mnie mówiąc do chłopaków: O, idzie mój widzący kolega! Ja natomiast naładowany swoimi przemyśleniami na temat inwalidów witam się z nimi i już wiem! Jeden z nich jest ślepy!
Podaje mi on swoją rękę na przywitanie, ale ja już wcześniej chwyciłem go za dłoń lewą ręką i wkładam ją sobie do prawej, mocno ściskając. Przecież bez tej mojej pomocy sam nie wiedziałby, gdzie się ona znajduje. Nie wiem o czym dyskutowaliśmy, nie jest to istotne. Wiem tylko, że patrzył na mnie jakoś tak dziwnie i mrugał oczkami. Czułem jego wzrok aż w środku, tak mnie nim przewiercał. Ale przecież był ślepy! Myślę nawet sobie: Musiał on ten swój wzrok stracić zupełnie niedawno, skoro tak udawał widzenie. Ukradkiem nawet zbliżyłem się twarzą do niego i głęboko spojrzałem mu w oczy. On znowu zaczął mrugać. Mrug, mrug, mrug. Zdziwiłem się jeszcze bardziej! No cóż, przecież mogłem nawet zagrać mu na nosie i tak by tego nie mógł widzieć.
Rozmowa zakończyła się i panowie zaczęli się żegnać. Jako grzeczny i uczynny człowiek powtórzyłem swoją celebrę z jego ręką. Ale jej już teraz nie puściłem, o nie! Mógł się przecież wywrócić na progu! Wyprowadziłem go przez ten zdradziecki próg, cały czas trzymając za dłoń. Jak był już bezpieczny (teraz niech się nim zajmuje jego kolega) powróciłem do biura.
W środku była atmosfera pracy, cisza. Wizyta akwizytorów była nic nie znaczącą i jedną z wielu. Ja natomast byłem nią na tyle poruszony, że skomentowałem: Dziwne, niewidomy, a tak patrzył, jakby widział!
Nie słyszałem jeszcze takiego śmiechu! Moi współpracownicy dopiero wówczas zrozumieli, że ja wziąłem młodego, zdrowego jak byk chłopa, za niewidomego! Grażynka twierdzi, że nie widziała jeszcze tak zdziwionej miny u żadnego człowieka, jaką miałem ja, wyrażając to głupie stwierdzenie.
Śmiejemy się z tego do tej pory i śmiać się będziemy jeszcze długo, długo. Pośmiejcie się razem z nami. Zdrowego śmiechu nigdy nie jest za wiele. Zobaczcie, jaka wielka jest siła sugestii.
Tamtego pana, którego tak wyprowadzałem za rączkę chciałem przeprosić i niejako się usprawiedliwić, bo on na pewno do tej pory myśli, że jeden taki facet z Eskapady ma co najmniej dziwne zachowania.
Z.W.