Twoje źródło informacji o ciekawych atrakcjach i wygodnych noclegach w Polsce.
Drohobycz, różni się od innych miast ukraińskiego Przedgórza Karpackiego. Opisany przez najwybitniejszego mieszkańca miasta - Brunona Schulza w "Sklepach cynamonowych", w których oddaje on niesamowity koloryt widziany oczami młodego człowieka. Chodząc ulicami Drohobycza warto odszukać miejsca opisane w książce, porównać bajkowy klimat opisany przez Schulza z rzeczywistością trochę zaniedbanego ukraińskiego miasta.
Wszyscy znamy powiedzenie przytoczone w tytule artykułu. Skąd się wzięło? Otóż powstało w Drohobyczu. Jednym z zabytków jest gotycki kościół św. Bartłomieja. Niegdyś na tym miejscu była drewniana pogańska świątynia, w której oddawano cześć posągowi nieznanego bożka. Po przyjęciu chrztu na miejscu owym powstała pierwsza chrześcijańska świątynia, a posąg bożka rozbito i zakopano głęboko pod ziemią. Kiedy w roku 1392 rozpoczęto budowę dzisiejszego kościoła odnaleziono te szczątki dawnego bóstwa. Postanowiono wmurować je na zewnętrznych murach świątyni. Te szczątki to głowa, stopa i dłoń. Stąd właśnie wzięło się powiedzenie: ręka, noga, mózg na ścianie.
Wewnątrz kościoła rozegrała się tragedia. Jak wiadomo Drohobycz nie miał nigdy murów obronnych. W czasie najazdów nieprzyjaciół miejscowa ludność chroniła się wewnątrz kościoła. Tak było i w XVII wieku, kiedy wierni zabarykadowali się, by uciec przed liczną watahą kozacką. Wzmocnione odrzwia i zamki nie pomogły. Pijana zgraja wdarła się do kościoła i urządziła prawdziwą rzeź. Do dzisiaj można dostrzeć znak, pokazujący potomnym, do którego miejsca sięgał pozim krwi rozlanej w czasie tamtej rzezi. Romantyczna legenda? Nie wiadomo, ale przecież w każdej legendzie tkwi źdźbło prawdy.
Powracając do tragicznej postaci Bruno Schulza: ten polski pisarz, prozaik, malarz i grafik żydowskiego pochodzenia był nauczycielem rysunków w miejscowej szkole. Nie będę się rozpisywał nad jego życiem i twórczością, którą znamy. Skoncentruję się tylko nad ostatnim fragmentem jego życia. Pech prześladował go od momentu, kiedy wystąpił z gminy żydowskiej chcąc poślubić Józefinę Szelińską, Żydówkę, która przeszła na katolicyzm. Niestety, nic nie wyszło z tych planów.
W czasie wojny musiał dostosować się do nowej sytuacji. Kiedy do Drohobycza wkroczyli Niemcy, utworzono getto żydowskie, w którym zamieszkał i Bruno. Dostał się "pod opiekę" znanego z okrucieństwa gestapowca, Feliksa Landaua. Ten niesłychany bandyta, który brał czynny udział w eksterminacji ludności żydowskiej, dla zabawy siedząc sobie na balkonie strzelał do Żydów. Schulza oszczędzał, ponieważ ten malował dla jego dzieci freski na ścianach ich sypialni, w budynku kasyna gestapowskiego i w budynku jazdy konnej. Nie cierpiał przez to głodu i pomimo, że był Żydem znajdował się pod opieką swego gestapowskiego protektora.
Wszystko to tak trwało, aż do fatalnego dnia, 19 listopada 1942 roku. Bruno Schulz został zastrzelony na ulicy dwoma strzałami w tył głowy przez drugiego gestapowca, Karla Günthera. Zemścił się on w ten sposób na swoim koledze, Feliksie Landau, który wcześniej zabił jego protegowanego, dentystę Löwa. W ten sposób niskie instynkty rywalizujących ze sobą gestapowców pozbawiły życia tak utalentowanego człowieka.
Godny zwiedzenia zabytek w Drohobyczu to również drewniana cerkiew św. Jura, wybudowana bez jednego gwożdzia, a będąca perłą budownictwa drewnianego. Jest ona ujęta na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Z.W.