Urloplandia

Twoje źródło informacji o ciekawych atrakcjach i wygodnych noclegach w Polsce.

Polscy kamikaze

      Druga wojna światowa miała różne oblicza. Prowadzona była bezwzględna walka dzięki bohaterstwu żołnierzy, a także dzięki ich okrucieństwu i fanatyzmowi. Najwięksi fanatycy to japończycy, którzy tworzyli oddziały kamikaze, lotników lub żywe torpedy, ludzi idących na śmierć ku chwale cesarza. Nie wszyscy na pewno wiedzą, że i w Polsce prowadzone były działania mające na celu utworzenie podobnej formacji.

     Jednak cel jej tworzenia nia polegał na fanatyźmie, lecz z pobudek patriotycznych. Wojska hitlerowskie stały u drzwi, Polska zbroiła się. Szykowaliśmy się do odparcia wielkiej nawałnicy wojennej  wojsk, które chciały zmazać Polskę na zawsze z map i uzależnić od innych mocarstw. Polska zaledwie dwadzieścia lat wcześniej odzyskała swoją państwowość, nic więc dziwnego, że dla jej obrony stawiano na szali to co mieliśmy najcenniejszego - swój honor.

     W tym klimacie politycznym jednym z pomysłów obrony było opublikowanie w gazecie - "Ilustrowanym Kuryerze Codziennym" listu - apelu trzech mężczyzn: Władysława Bożyczko, oraz Edwarda i Leona Lutostańskich o następującej treści:

     "Chcemy dać swoją odpowiedź Hitlerowi na jego żądania. Otóż ja i moi dwaj szwagrowie wzywamy wszystkich tych Polaków, co chcą niezwłocznie oddać życie za Ojczyznę, jednak nie w szeregach armii razem ze wszystkimi, lecz w charakterze »żywych torped« z łodzi podwodnych, żywych bomb z samolotów, w charakterze żywych min przeciw pancernych i przeciw czołgowych. Każda zmarnowana torpeda, bomba i mina kosztuje dużo pieniędzy, których nadmiaru nie mamy. Każdy okręt nieprzyjacielski, czołg, pancerka, może i tak kosztować życie kilkunastu żołnierzy, zaś jeden człowiek zdecydowany może oddać tylko jedno swoje życie, jako żywy pocisk, czy w torpedzie bombowca, czy minie. Człowiek w torpedzie zawsze znajdzie ten cel, w który zechce trafić i w ten sposób, poświęcając siebie, oszczędzi życie naszym żołnierzom, niszcząc zaś wielu wrogów".

    Apel ten spowodował nagły napływ chętnych, chcących wstąpić do tej nieistniejącej jeszcze formacji. Było ich kilka tysięcy osób. Zgłaszali się zarówno meżczyźni, jak i kobiety. Młodzi i starsi, którzy byli w wieku już nie dającym możliwości bezpośredniej walki, a chcących w ten sposób pomóc zaatakowanej ojczyźnie. Bywały też przypadki zgłaszania przez rodziców kandydatur swoich dzieci. Pomysł ten zmusił naczelne dowództwo do opracowania strategii wykorzystywania żywych torped przy atakach na okręty nieprzyjacielskie. Chęci były, tylko sprzętu takiego nie było. Należało skonstruować torpedy z kabiną dla pilota.

    W międzyczasie z kandydatur wybrano 83 osoby, które zaproszono na szkolenie do Gdyni. Przeprowadzono badania psychotechniczne, zaznajomiono z działaniem  torpedy, ale na papierze, ponieważ takowej jeszcze nie wybudowano. Poinstruowano też, że po wejściu do niej nie ma już drogi powrotnej. Dalej należy tylko naprowadzić ją na obiekt w sposób najbardziej skuteczny, by doprowadzić do zniszczenia i w konsekwencji umrzeć bohaterską śmiercią.

    Kolejne szkolenie miało odbyć się w październiku 1939 roku. Z wiadomych przyczyn nie mogło się już odbyć. Pomysł pozostał niewykorzystany. Może to i dobrze. Działania takie nie odwróciłyby wyniku wojny, a doprowadziłyby do samobójczej śmierci wielu polskich patriotów.

    Zamieszczamy tylko zdjęcie z artykułem w Kuryerze, ponieważ torped nigdy nie wybudowano.

Z.W.

Ładuję stronę